RYSZARD KRAWCZYK: OBSERWATOR NIE JEST SANEPIDEM

W 2012 roku Obserwatorem Polskiego Związku Motorowego podczas rund RSMP i RPP jest Ryszard Krawczyk. Oto co powiedział on na temat pełnionej funkcji:

– Obserwator nie jest Sanepidem, ale można powiedzieć w przenośni, że pełni podobną funkcję…

Kryteria oceny są wpisane w regulaminy Międzynarodowej Federacji Samochodowej. FIA standaryzowało jakoś czas temu pewne procedury w rajdach. Wydało raport Obserwatora FIA, który jest obowiązującym dokumentem w Polskim Związku Motorowym. Obejmuje on wszystkie możliwe aspekty przygotowań, realizacji i zakończenia imprez samochodowych typu rajdy. I to niezależnie, czy jest to impreza rangi Mistrzostw Polski czy Rajdowego Puchar Polski, kryteria są zbliżone, ponieważ dążymy też do pewnej standaryzacji w PZM. Oceny są podobne do tych w skali szkolnej – od jednego do pięciu, przy założeniu, że standardem jest „3”. Oceny odbiegające od standardu – w dół albo w górę wymagają dodatkowego opisu, uzasadnienia co jest lepiej bądź gorzej niż przyjęta norma.

Większość rajdów te standardy spełnia, wykazując dobre przygotowanie, dokumentację czy stosowanie obowiązujących procedur. Czasem jednak zdarza się, że coś w rajdzie funkcjonuje lepiej czy gorzej niż wymagana średnia. Wtedy jako Obserwator daną sprawę opisuję, wystawiając laurkę lub wykazując pewną niedoskonałość, a swój raport przekazuję Dyrektorowi rajdu oraz Głównej Komisji Sportu Samochodowego.

Jak widać jest to rola wymagająca sporego doświadczenia. Bo do funkcji trzeba być odpowiednio przygotowanym. Znać perfekcyjnie wszystkie przepisy, wiedzieć co jest ważne. Z pokorą uczę przez całe życie, regularnie podnosząc i utrwalając swoją wiedzę. Przed każdym rajdem raz jeszcze uważnie studiuję wszystkie papiery i dokumenty – czyli dwanaście razy w ciągu roku czytam regulaminy od nowa. A wszystko po to, abym mógł w razie czego precyzyjnie odpowiedzieć na zadane mi pytanie lub przynajmniej wiedzieć, gdzie – w którym rozdziale i artykule przepisów natychmiast znaleźć odpowiedź.

Jeśli chodzi o odpowiedź na pytanie, co po rajdzie – to nudne – obserwator wypełnia 23 strony raportu. Chodzi o to, aby organizator otrzymał zobiektywizowaną odpowiedź, czy jego zawody przebiegały prawidłowo, co w nich było ewentualnie poniżej, bądź powyżej wyznaczonego poziomu. Zbieram informacje, rozmawiam z ogromna liczą osób. Z działaczami, sędziami i zawodnikami, ale też dziennikarzami czy nawet kibicami. Z kim się tylko da. Czym więcej informacji, tym bardziej mogę wyrobić sobie zdanie w sprawach, których sam nie widziałem. Bo jest jasne, że nie mogę być wszędzie naraz i coś zawsze może, a przecież nie powinno, mi umknąć.

Raport Obserwatora jest po to, aby Dyrektor i jego współpracownicy wiedzieli, co im się udało, a co ewentualnie nie. I mogli na spokojnie przeanalizować całą imprezę. Ale też po to, aby wiedzieli co jest oceniane, na co powinni zwrócić następnym razem szczególną uwagę. Arkusz ma ponad 20 stron, więc jest bardzo obszerny. Nie sposób więc go „przelecieć” na szybko, trzeba się nad nim pochylić. A to pozwala wyłapać najmniejsze niedoskonałości, które organizatorowi pozwalają na rozwijanie się, doskonalenie, poprawianie się. Jest to przewodnik po błędach i sukcesach. Poczynając od spraw kluczowych, na drobniejszych kończąc. Od zabezpieczenia, oceny walorów sportowych odcinków specjalnych, organizacji parków serwisowych, synchronizacji czasów, poprzez mapy, książki drogowe, na funkcjonowaniu Biura Prasowego czy ceremonii startu i mety kończąc.

Ale dzięki temu – widząc plusy i minusy – organizator ma szanse na to, aby kolejna edycja imprezy była lepsza. Staram się zawsze podkreślać również dobre strony rajdu. Moim zdaniem istnieje bowiem niedosyt opinii podkreślających zaangażowanie w przeprowadzenie imprezy. Wszyscy się napracowali, włożyli w rajd swój czas, zapał, chęci, doświadczenie. Zrobili bardzo wiele dobrego. A jest nieuniknione, że czasem coś nie wyszło, nie udało się tak, jak by chcieli. Trzeba to poprawić, ale jednocześnie podkreślić szacunek dla pracy zespołu. Zawsze po rajdzie spotykam się z Dyrektorem i Dyrektorem Sportowym i mówię im, co napiszę. Jest to moment na ewentualne wyjaśnienia z ich strony spraw, o których mogę mieć niepełną wiedzę. Potem dopiero przelewam swoją opinię na papier…

Mam to szczęście, że swoją przygodę z rajami przeżyłem fantastycznie. Przez dwanaście lat byłem zastępcą Andrzeja Dobosza na Rajdzie Elmot, potem sam dyrektorowałem tym zawodom. Zrobiliśmy też dziesięć Nikonów i dziesiątki KJS-ów.

Uważam, że okres na trzy miesiące przez rajdem jest ważniejszy od samej imprezy. Dzięki rajdom nauczyłem się wielu rzeczy – np. Corela: mapę potrafię narysować sam. Nie podobała mi się książka drogowa – brałem od któregoś z zawodników roadbook z Rajdu Anglii, od innego z Rajdu Meksyku. Stale mogłem się rozwijać. Ułatwiały mi to dobre kontakty z zawodnikami: kierowcami, ale także pilotami. Rozmowy zmieniły moje nastawienie do publikacji wyników, co zaprocentowało innowacją na Elmocie. Wypadek z udziałem serwisu Tomka Kuchara, najechanego przez pijanego kierowcę Fiata 125p sprawił, że jako pierwsi w Polsce zrobiliśmy Strefę Serwisową. Moja łatwość w nawiązywaniu kontaktów nie jest doświadczeniem, ale powoduje, że o wielu rzeczach wiem dużo. I potrafię powiedzieć głośno to, co innym mówić nie wypada, albo się boją.

Mam szacunek dla ludzi mądrych. Podziwiam zapaleńców, bo ich rozumiem. Funkcję Obserwatora PZM traktuję bardzo poważnie, staram się być – i mam nadzieję, że mi to wychodzi – w pełni obiektywny!