RAJD DAKAR 2012: WYPADEK ŁUKASZA ŁASKAWCA

Krzysztof Hołowczyc i Jean – Marc Fortin (Mini All 4 racing) spadli na trzecie miejsce w klasyfikacji Rajdu Dakar. Załogę Orlen Team i Automobilklubu Polski wyprzedzili dziś jadący Hummerem Amerykanie: Gordon i Campbell. Prowadzi nadal Peterhansel.

Hołek podczas ósmego etapu pojechał dobrze, ale w końcówce nie był w stanie dotrzymać tempa ani Robbiemu Gordonowi, ani prowadzącemu od półmetka odcinka specjalnego Nani Romie. Hiszpan miał już spora przewagę nad konkurentami, ale ostatecznie na mecie okazał się szybszy o 0,05 sekundy od Gordona i o 2.04 min. od Hołowczyca.

Polak odniósł jednak pewien sukces – okazał się o 3.34 minuty lepszy od Stephane Peterhansela. Po etapie nasz reprezentant traci do niego 7.48 minuty, a do Gordona – 12 sekund. Z kolei Roma jest od niego gorszy o 4.39 minuty. Ważne jest także to, że szybki Al-Attiyah (Hummer) jest wciąż daleko w tyle.

– Długi odcinek, 477 kilometrów, było trochę technicznych partii, po których bardzo dobrze mi się jechało. W klasyfikacji generalnej jesteśmy wszyscy rozstawieni bardzo ciasno. W ośmiu minutach zamyka się pierwszych trzech zawodników, a goni nas bardzo mocno Nani Roma. Mamy wszyscy świadomość, że rajd jest w dalszym ciągu nierozegrany, wszyscy ciśniemy ile się da i zastanawiamy się, co jeszcze pokażą Hummery. Dzisiaj prowadziłem przed ostatnim punktem pomiaru nad Robbym, który mnie doszedł, odkręcił gaz i niemalże odfrunął. Skok zawieszenia w Hummerze ma prawie pół metra i około 100-150 koni mechanicznych więcej niż w Mini, i po prostu te samochody jadą niczym czołgi po dziurach. Trzeba jednak z nimi walczyć i podejmiemy tę rywalizację. Za chwilę wjeżdżamy do Peru, nikt nie zna trasy, więc tak naprawdę robi się bardzo ciekawa rozgrywka psychologiczna między nami. Kto ją wytrzyma i nie popełni błędu będzie na mecie w Limie – komentował Krzysztof Hołowczyc.

Dobrze spisywał się Adam Małysz (RMF Caroline Team) w Mitsubishi Pajero, który z Rafałem Martonem dojechał na 40 miejscu (1:49.42 godz.). W “generalce” nasz zawodnik jest 37 (11:01.15 godz.).

 

 

– Wyprzedziliśmy kilka samochodów i kilka ciężarówek, ale też i nas wyprzedzano. To był trudny odcinek jeśli chodzi o takie rzeczy. Mocniejsze samochody sobie z tym radziły. Nasze autko nie jest zbyt szybkie. Na początku w fesz feszu nie było mowy o wyprzedzaniu. W krańcach drogi leżało mnóstwo kamieni. Później znalazło się kilka miejsc, gdzie można było próbować atakować i to nam się udało. Ale nie martwimy się. Nie startowaliśmy do etapu by go wygrać. Konsekwentnie swoim tempem zmierzamy do mety – podkreślał Rafał Marton.

– Samochód lepiej spisuje się na szutrze. Kręta, kamienista droga to jego środowisko. W takich warunkach fajnie się prowadzi, doganiamy innych. Ale później, na długich prostkach, mimo iż wydaje się, że jedziemy szybko, to inni mają jeszcze szybsze samochody i nas doganiają. Gdy komuś uda się wyprzedzić nas w fesz feszu najczęściej zatrzymujemy się i czekamy, aż opadnie kurz. Inaczej przez parę sekund niczego się nie widzi, a wtedy można wjechać w dziurę i jest po zabawie – wyjaśniał Adam Małysz.

Albert Gryszczuk i Michał Krawczyk podczas ósmego etapu mieli kłopoty “tylko” z alternatorem. W porównaniu do ich wcześniejszych awarii to drobnostka. Załoga w Mitsubishi pajero zameldowała się na mecie na 61 miejscu.

Z rajdu, po wypadku wycofał się jadący poza klasyfikacją generalną quadów, Łukasz Łaskawiec. Na szczęście kierowcy nic się nie stało, został przetransportowany helikopterem na lotnisko.

– Tam byli medycy, którzy mnie opatrzyli – mówił kierowca.

Jego pojazd został jednak poważnie uszkodzony.

– Pękła przednia piasta. Po raz trzeci w tym rajdzie odpadło mi koło. Tym razem nie dało się już tego naprawić na miejscu. Musiałem zakończyć ściganie. Mnie też się trochę oberwało, ale będę żył. Gdy wyleciałem przez kierownicę, quad po mnie przejechał. Mam zdartą skórę na nodze i kawałku pleców. Rany zostały oklejone plastrami i obandażowane, przez co trudno mi się chodzi – mówił Łukasz Łaskawiec.

 

 

Rafał Sonik był siódmy.

– Cóż niestety, ale w tej nierównej dakarowej walce pozostałem sam. Ale nie poddam się i dowiozę naszą biało-czerwoną flagę do mety. A przynajmniej postaram się, bo jak widać na Dakarze wszystko może się zdarzyć. Jestem pełen nadziei. Jeśli wszystkie etapy do końca będą takie ja dzisiejszy to do zobaczenia w Limie. Nadal trzymajcie za mnie kciuki – powiedział Rafał Sonik.

Kapitan Orlen Team i Automobilklubu Polski, Jacek Czachor minął metę na 24 miejscu wśród motocyklistów (strata do zwycięzcy 35.03 min.), kontuzjowany Marek Dąbrowski był 38 (57.20 min.).

W klasyfikacji Czachor jest 16-ty (2:44.52 godz,), a Dąbrowski – 35 (5:15.19 godz.).

– Etap bardzo szybki. Cały czas jechaliśmy na pełnym gazie. Od razu było widać kto ma szybszy silnik. Ja osiągnąłem najwięcej 158 km/h. W końcu nie zdecydowałem się na remont ani wymianę jednostki napędowej w dniu przerwy. Mechanicy zaraz rozkręcą silnik i zdecydujemy czy wymieniamy cylinder, czy całą jednostkę. Na początku etapu była zdradliwa rzeka, ominąłem ją, ale widziałem, że spora liczba zawodników tam utkwiła, między innymi rewelacyjnie jadący Cyril Despres. Końcówka etapu była bardziej techniczna, trasa prowadziła przez rzekę i była bardzo wymagająca. Na koniec wyprzedziło mnie dwóch zawodników, ale najwyraźniej opuścili jeden way point – opowiadał Jacek Czachor.

– 477 kilometrów na pełnym gazie. Musiałem uważać w kurzu, którego było dużo. Nie wyprzedzałem przez pierwsze 120 kilometrów, po prostu się nie dało. Później zrobiło się bardziej wietrznie i szerzej zaatakowałem i wyminąłem kilku zawodników. Etap był szybki, nie trzeba było wkładać wiele siły żeby dobrze jechać, nie ograniczało mnie więc moje kontuzjowane kolano. Liczę, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej – mówił Marek Dąbrowski.

 

 

Odcinek wygrał Mark Coma, a Cyril Despres był dopiero szósty ze stratą 9.14 minuty, ponieważ zakopał si.ę w błocie. Tym samym doszło do zmiany lidera – został nim Hiszpan, który obecnie wyprzedza Francuza o 1.26 min. Trzeci jest nadal Helder Rodrigues (49.01 min.).

Robert Szustkowski, Robert Szustklowski Jr i Jarosław Kazberuk (R-SixTeam) dojechali do mety na 47 miejscu wśród ciężarówek i zajmują w zawodach 38 pozycję.

Dziewiąty etap Dakaru jest dwuczęściowy, biegnie z Antofagasty do Iquique. Trasa liczy 565 kilometrów, z czego próba z pomiarem czasu stanowi 556 km. To jeden z bardziej widowiskowych etapów dla kibiców. Zawodnicy po pokonaniu całego odcinka specjalnego, na którym czekają ich przejazd przez kaniony, zdradliwy piasek fesz-fesz oraz sporo nawigacji, zjadą z olbrzymiej wydmy prosto nad sam Ocean Spokojny, gdzie zaplanowano metę. Tam też zostanie rozstawione kolejne obozowisko.

– Cała sztuka polega na tym, że mimo iż ten odcinek jest trudny i ma wiele miejsc, w których można uszkodzić auto, należy jechać na tyle szybko, żeby dotrzeć do tych wydm wcześnie i pokonać je w świetle dziennym. Jazda po nich po zmroku jest wielkim ryzykiem – przestrzega Rafał Marton.

Na starcie do Dakaru 2012 stanęło 161 samochodów, po 8 etapie zostało ich 110 a od mety w Limie dzieli zawodników jeszcze 6 etapów i 3179 kilometrów, w tym 1963 kilometry odcinków specjalnych.

Więcej na www.orlenteam.pl.

Zobacz też: RAJD DAKAR 2012: WILLI WEYENS – GALERIA.

Zobacz też: RAJD DAKAR 2012: WILLI WEYENS – GALERIA 2.

Zobacz: RAJD DAKAR 2012: WILLI WEYENS – GALERIA 3