SEKUNDA KTÓRA ZMIENIŁA WSZYSTKO – POMOŻECIE?

To miała być niedzielna wycieczka Ojca z Synem… Była piękna, sierpniowa pogoda, długi weekend – idealne warunki, żeby zobaczyć Ojcowski Park Narodowy i Skałę. Postanowiliśmy, że zrobimy to razem tak jak lubimy najbardziej – na motocyklu. Odpowiednio ubrani ruszamy koło godziny 12.00, jedziemy do Olkusza.

Skręciliśmy z trasy krajowej 94 na drogę wojewódzką 773 – spokojna, kręta, wręcz idealna do delektowania się turystyczną, wolną jazdą motocyklem droga. Dodam, że jestem turystą motocyklowym – uwielbiam „połykać” kilometry podziwiając otoczenie i okolicę, przez którą jadę. Wjechaliśmy do miejscowości Sułoszowa – decyzja mogła być jedna: jedziemy wolniej. Niedziela, żniwa, piękna pogoda. Ryzyko ogromne – dziecko na drodze za zakrętem, kombajn wyjeżdżający z bocznej drogi, pola, bramy czy wczorajszy weselnik…

Utrzymujemy prędkość w granicach 50 km/h – bezpiecznie, zatrzymanie możliwe praktycznie natychmiast. Mijamy wracających z Ojcowa wielu motocyklistów – obowiązkowo lewa w górę (motocyklowe pozdrowienie) Jest super. Nagle, na lewym łagodnym łuku…

Przytomność odzyskałem gdy nadlatywał śmigłowiec. Pierwsza myśl, pierwsze słowa, wręcz krzyk: „GDZIE JEST MŁODY, GDZIE JEST MÓJ SYN!?” Ratownik, który udzielał mi pomocy powiedział: „Leż spokojnie – nic mu nie jest. Jak Ty leżałeś nieprzytomny – on kierował akcją ratunkową. Dzielnego masz chłopaka”… Słyszę głos Syna – ma dopiero 14 lat – mówi, że nic mu nie jest, że ma „tylko” złamaną prawą rękę powyżej nadgarstka. Mówi, że jest dobrze i dzwoni do mamy. Powie jej co się stało.

Właśnie, co się stało? Co ze mną? Lewa noga – działa, prawa noga – działa… uff – kręgosłup cały. Głowa ok – ratownik może zdjąć mi kask. Prawa ręka – działa, lewa – niestety nie działa. Pierwsza myśl – połamana. Poskładają, zrośnie się i będzie dobrze. Telefon do szefa z krótką informacją: „Tomek, miałem wypadek. Zabierają mnie śmigłem do szpitala. Będę dzwonił.” Zaczęło boleć, bardzo boleć… Lewy bark i kręgosłup między łopatkami.

W szpitalu po pierwszych prześwietleniach i tomografii okazało się, że kręgosłup złamany w trzech miejscach, złamane trzy żebra, bardzo poważne uszkodzenie barku i splotu barkowego, stłuczenie klatki piersiowej i krew w płucach… Po za kręgosłupem i żebrami wszystkie kości i rdzeń kręgowy całe, ale i tak nie jest dobrze… W głowie wciąż tylko jedno pytanie: co się stało? Nikt jeszcze mi na to pytanie nie odpowiedział. Krzysiek (mój Syn) pojechał do szpitala w Olkuszu. Dzwoni żona, powiedziałem jej gdzie jestem, co wiem, wypytałem o Młodego. Powiedziała mi, że jedzie do mnie i powie mi co się stało. Wszystkiego dowiedziała się od Krzyśka, który dokładnie pamięta całe zdarzenie.

Nadjechał z tyłu, z ogromną prędkością… Nawet nie hamował – trafił w lewą stronę tylnego koła naszego motocykla. Prędkość miał tak dużą, że w konfrontacji jadących w tym samym kierunku dwustukilkukilogramowej Hondy Transalp i ponad tonowego VW Golfa II – ten drugi przewraca się na bok…

Dlaczego? Dlaczego nie hamował? – byliśmy widoczni, dobrze ubrani, pogoda była piękna, warunki drogowe idealne.

Odpowiedź na to pytanie okazała się bardzo prosta:

Kierowca miał:
– 26 lat
– 4,11 promila alkoholu we krwi!!!

Kierowca nie miał:

– uprawnień do kierowania pojazdem – prawa jazdy. Wcześniej zostało mu zatrzymane za jazdę po pijanemu
– ubezpieczenia OC
– do tego jeszcze przed moim wypadkiem był poszukiwany przez Policję w celu odbycia kary więzienia (być może za spowodowanie wypadku samochodowego pod wpływem alkoholu).

Pierwsza doba w szpitalu to istny koszmar. Ból nie do zniesienia – i to nie tylko ten fizyczny. W głowie milion myśli… Czy zrobiłem wszystko, żeby tego uniknąć? Może ja jestem czemuś winien, mogłem zabić swoje dziecko, zabić siebie… Co poszło nie tak? Jednym słowem dramat, łzy i strach co będzie dalej, co z pracą – przecież tyle jest do zrobienia… Druga doba to więcej szczegółów o stanie zdrowia – kręgosłup ok, niestety lewa ręka będzie wymagała bardzo długiej rehabilitacji. W wyniku wypadku uszkodzony został splot barkowy, a co za tym idzie nerwy odpowiadające za motorykę kończyny – z rdzenia kręgowego wyrwane zostały korzenie nerwowe.

W tej chwili ręka jest zupełnie bezwładna, ale jestem dobrej myśli – będzie dobrze. Trzeba wziąć się w garść i wracać do rzeczywistości. Niestety z drugiej strony barykady stoją finanse, a ściślej mówiąc budżet domowy. Wydatki, jakie poniosłem do tej pory na wszystko co związane z leczeniem moich obrażeń i obrażeń mojego dziecka znacznie przekroczyły 8 000 złotych, a dodam, że od wypadku minęły dopiero cztery miesiące i tak naprawdę przeprowadzona została tylko dokładna diagnostyka… Największe wydatki i cierpienie dopiero przede mną. Operacje, rehabilitacja. Na domiar złego pracodawca mojej żony postanowił nie przedłużyć z nią umowy o pracę tłumacząc to likwidacją stanowiska – 11 listopada zasiliła szeregi osób bezrobotnych.

W najbliższym czasie czeka mnie kilka operacji barku i rdzenia kręgowego – w tym jedna z nich będzie musiała odbyć się za granicą. Niestety poziom polskiej wiedzy medycznej i wyposażenie polskich szpitali nie pozwala na rekonstrukcję nerwów wyrwanych z rdzenia kręgowego. Mało tego, według opinii jednego z czołowych polskich neurochirurgów podjęcie się takiej operacji w polskich warunkach nie dość, że nie daje cienia szansy na powodzenie to niesie za sobą ogromne ryzyko zupełnego utracenia jakiejkolwiek sprawności, która pozostała w kończynie (dłoń). Koszt operacji, której podjęcia zdecydowali się neurochirurdzy z kliniki w niemieckim Aachen oscyluje w okolicy 10000 Euro.

Będąc w bardzo trudnej sytuacji i bez większych perspektyw na powrót do zdrowia w polskich warunkach jestem zmuszony prosić Was o pomoc. Proszę również o wsparcie w nagłośnieniu mojego problemu. Być może dzięki Wam znajdą się dobrzy ludzie, którzy też będą chcieli mi pomóc…

MARCIN

Dane do przelewu:
Marcin Pawłowski
32-500 Chrzanów
UL. Broniewskiego 14A/1
BANK PeKaO S.A.
nr rach: 39 1240 1170 1111 0000 2418 0625

PS. Marcina znamy osobiście. Spotykamy się na rajdach, gdzie robi zdjęcia. Jego historia jest prawdziwa i wstrząsająca… To może przytrafić się każdemu z nas, zmotoryzowanych: szaleńców nie brakuje!

Fot.: policja.pl