RAJD DAKAR 2020: WIŚNIEWSKI PRZESZEDŁ DO HISTORII (10. ETAP)

Kamil Wiśniewski wygrał dziesiąty etap Rajdu Dakar w kategorii quadów. To drugi po Rafale Soniku polski kierowca, który w tej kategorii uzyskał najlepszy czas na skróconym odcinku specjalnym imprezy.

Drugą lokatę w kategorii załóg samochodowych zajęli Kuba Przygoński i Timo Gottschalk, trzeci na mecie w kategorii quadów był Sonik.


Zobacz także:

SPORT

MOTOCYKLE


 

Silny wiatr i względy bezpieczeństwa stanęły na drodze do rozegrania w całości 10. etapu. Organizatorzy zdecydowali się przerwać rywalizację po przejechaniu przez uczestników 345 kilometrów odcinka specjalnego. Na prowadzeniu w w gronie quadowców był w tym momencie Kamil Wiśniewski, a drugie miejsce w kategorii samochodów zajmował Kuba Przygoński.

Martin Prokop i Viktor Chytka zajęli 11 miejsce, 22 był Maciej Giemza. Ciężarówka Szymona Gospodarczyka pojechała świetnie – była szósta znów awansowała (11.). Na ósmej pozycji sklasyfikowano siódmych w tabeli wyników rajdu zawodników Iveco z Darkiem Rodewaldem na pokładzie. Robert Szustkowski, Jarosław Kazberuk i Filip Skrobanek utrzymali 18.lokatę.

Maciej Domżała i Rafał Marton są w SSV nadal na 12. miejscu. Niestety marzenia o sukcesie prysnęły w przypadku ich synów: Arona Domżały i Macieja Martona, choć w wynikach etapu są na piątym miejscu. Polski duet wymienił silnik i z powodu 50-godzinnej kary spadł na ostatnią pozycję, ale nadal walczy o ukończenie rajdu.

– Wreszcie możemy rozwijać normalną prędkość. Poprzednia jednostka dokonała żywota na wtorkowym odcinku specjalnym i by ukończyć rajd, duet „synów” nie miał innego wyjścia, jak przyjąć 50-godzinną karę i wymienić w całości „serce” swojego Can-Am’a. Ta decyzja oznaczała spadek na ostatnią pozycję w stawce, ale dała jednocześnie szansę ukończenia Dakaru. Dziś na początku jechaliśmy w bardzo dobrym tempie. Potem niestety poddała się przednia półoś i straciliśmy trochę czasu w kopnym terenie. Wynik mimo to był zadowalający mówił Aron Domżała.

Krzysztof Jarmuż w Original by Motul jest nadal siódmy, choć na OS-ie był 14. Arkadiusz Lindner był dziesiąty wśród kierowców quadów.

Dobrą formę podtrzymuje Kuba Przygoński, który w środę drugi raz w tym roku uplasował się na podium etapu. Rywalizacji nie ułatwiała burza piaskowa, która mocno ograniczała widoczność oraz wydmy, na których łatwo było popełnić błąd.

– Odcinek był trudny, jechaliśmy po urwanych wydmach, które były wysokie na 5-8 metrów, trzeba było być bardzo czujnym, bo nigdy nie wiedzieliśmy, które z nich są urwane, a które nie. Na jednej z takich twardych wydm samochód uszkodził Fernando Alonso – powiedział na mecie etapu Kuba Przygoński, którego na trasie 10. etapu dogonił Carlos Sainz.

– Złapaliśmy się za nim i jechaliśmy w jego kurzu, więc mieliśmy dzięki temu dobre tempo. Na szczęście nasz samochód jest sprawny, nie mamy żadnych usterek, z tego się na pewno cieszymy – zakończył Przygoński, kierowca Automobilklubu Polski i Orlen Team.

Niemal wszyscy zawodnicy, jadący w czołówce kategorii motocykli i quadów wpadli w nawigacyjną pułapkę i stracili nawet kilkadziesiąt cennych minut. Dzięki temu druga część etapu maratońskiego zapowiada się arcyciekawie pod kątem walki o zwycięstwo w rajdzie.

Dużą niespodziankę sprawił Kamil Wiśniewski, który na skróconym odcinku specjalnym uzyskał najlepszy czas. Rafał Sonik zameldował się z trzecim rezultatem.

– Po etapie zauważyłem, że brakuje nakrętki śruby mocującej tylny wahacz i silnik. Gdybym nie zauważył, jutro zapewne nie ukończyłbym odcinka. Szukałem nakrętki wśród konkurentów, ale nie udało się znaleźć. W końcu uratował mnie Kuba Przygoński. Miałem szczęście, że akurat w Mini jest identyczna, bardzo nietypowa nakrętka. Nie emocjonuję się tym, że dziś wygrałem. Jutrzejszy odcinek pojadę spokojnie. Zobaczymy, jaki efekt to przyniesie – mówił szczęśliwy Kamil Wiśniewski.

Rafał Sonik od początku utrzymywał bardzo dobre tempo. Dogonił Ignacio Casale i jakiś czas jechał z Chilijczykiem. Zawodnicy rozdzielili się jednak przed krytycznym punktem, w którym zgubiło się kilkudziesięciu uczestników. Wyjście z labiryntu zdecydowanie szybciej znalazł Polak.

– To była pułapka jakiej dawno nie widziałem. Mieliśmy w roadbooku zapisane duże dystanse w jednej kratce i nasze metromierze zaczęły w pewnym momencie pokazywać zupełnie co innego niż książka drogowa. Nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy i każdy próbował się odnaleźć w rosnącej gmatwaninie śladów. Na przestrzeni 2km krążyło około 40 motocyklistów i quadowców. Byliśmy zmieszani i poplątani, jak makaron. Myślę, że każdy z nas zrobił przynajmniej 20km więcej niż powinien, a Ignacio Casale oraz Simon Vitse krążyli jeszcze dłużej. Kamil Wiśniewski i Zdenek Tuma mieli doskonałe wyczucie. Trzeba korzystać z uśmiechów losu. Bardzo się cieszę, że przytrafiło się to Kamilowi, bo zasłużył latami startów na pierwsze, etapowe zwycięstwo – podkreślił Rafał Sonik.

Organizator odwołał ściganie ze względu na bezpieczeństwo. Tego dnia miało miejsce kilka poważnych wypadków, zwłaszcza na pewnej feralnej wydmie, z której spadł jeden, a stoczyły się dwa inne samochody (w tym Fernando Alonso). Śmigłowce ratunkowe nie zdążyły dolecieć na drugą część OS-u.

– Szkoda, bo czekały tam na nas porządne wydmy, które bardzo lubię. Na szczęściu jutro ściganie rozpocznie się od 80-kilometrowego pasa najpiękniejszych i największych wydm Arabii. Już cieszę się na tę jazdę! Nie cieszy mnie natomiast długa dojazdówka przed OS-em, bo oznacza to wczesną pobudkę i przejmujące zimno – śmiał się Rafał Sonik, którego w przedostatni dzień rywalizacji czeka 379 km odcinka specjalnego i 365 km dojazdówki.

Chaleco López
jeszcze w środę rano miał nadzieję na powtórkę ubiegłorocznego zwycięstwa w kategorii UTV, ale w środę po starcie musiał zmieniać koło. Stracił prawie godzinę i spadł na trzecie miejsce za Rosjanina Siergieja Karjakina.

W czwartek zawodnicy będą rywalizować na trasie odcinka specjalnego pomiędzy Shubaytah a Haradh.