RAJD DAKAR 2020: NADZIEJA W RAFALE SONIKU (2. ETAP)

Rafał Sonik pozostał praktycznie naszą jedyną nadzieją na miejsce na podium tegorocznego rajdu Dakar. Drugi dzień zmagań okazał się kolejną odsłoną pojedynku Polaka z Ignacio Casale.

Kolejne straty ponieśli nasi faworyci Kuba Przygoński i Timo Gottschalk oraz załoga ciężarówki z Darkiem Rodewaldem na pokładzie. Aron Domżała i Maciej Marton okazali się liderami jednego dnia.


Zobacz także:

SPORT

MOTOCYKLE


 

Metę osiągnęli Martin Prokop i Viktor Chytka, Maciej Giemza, Adam Tomiczek, Krzysztof Jarmuż, Paweł Otwinowski, Maciej Domżała i Rafał Marton oraz Arkadiusz Lindner.

Ignacio Casale wygrał etap, ale Polak tym razem stracił do niego tylko trzy i pół minuty.

– Sprawdziły się zapowiedzi organizatorów, że będzie to trudny nawigacyjnie oes, ale sprawdziły się również te, że pojedziemy przez najpiękniejszą pustynię świata. Było cudnie. Każdy z nas ma swoje przyzwyczajenia i pewnie lepiej pokoloruje swój roadbook, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Rolka była bardzo gruba i skracałem ją na tankowaniu, żeby łatwiej się przewijała, ale i tak przesuwał się trochę szlaczkiem – raz prawo, raz w lewo. Zupełnie jak trasa OS-u – mówił Supersonik.

Casale, jako zwycięzca z poprzedniego dnia, otworzył trasę drugiego etapu i nie dał się dogonić żadnemu z rywali. Chilijczyk tuż przed metą miał co prawda problem z elektryką, ale zdołał utrzymać niewielką przewagę nad największym konkurentem. Sonik, o którym oczywiście mowa, pokonał 367 km bez większych przygód.

– Widziałem już wiele pustyń, ale nie pamiętam tak cudownych, pustynnych krajobrazów. Kiedy na trasie pojawiały się kamienie musiałem nieco zwolnić i właśnie wtedy mogłem przełączyć swoje pole widzenia na „obiektyw szerokokątny”. Było nie tylko pięknie, ale również mogliśmy na trasie naprawdę mocno odkręcić gaz. A przemierzanie takich terenów z dużą prędkością daje niesamowitą frajdę – relacjonował dziewięciokrotny zdobywca Pucharu Świata.

Do mety dotarli również pozostali polscy quadowcy. Kamil Wiśniewski uzyskał szósty czas, ale z powody 40-minutowej kary za ominięcie waypointa pierwszego dnia, spadł w „generalce” na siódme miejsce. Arkadiusz Lindner w niedzielę miał poważną awarię quada i kończył etap po zmroku. W trudnych warunkach, przy niskich temperaturach zdołał zmieścić się w limicie i pozostał w rajdzie. Drugiego dnia łodzianin uplasował się na 12. miejscu, trzy pozycje wyżej niż Paweł Otwinowski.

– Dzisiejszy odcinek był dosyć wymagający, dlatego że jechaliśmy po drogach z dużą ilością głazów. Drogi szutrowe, po których można było jechać szybciej, to około 60 kilometrów całej trasy. Jechało mi się dużo lepiej niż wczoraj, nie skupiałem się na problemach quada, tylko robiłem swoje. Skoncentrowałem się jedynie na nawigacji, dlatego że wczoraj popełniłem błąd – powiedział po etapie Kamil Wiśniewski.

– Dzisiaj jechało mi się kompletnie inaczej niż wczoraj. Nauczony wczorajszym doświadczeniem, szczególnie trudne dla mojego sprzętu sekwencje, które pokonywałem na zbyt dużej prędkości, tym razem postanowiłem przejeżdżać w zupełnie inny sposób. Mój quad jest ciężki i niestety felgi nie wytrzymują takiego obciążenia. Poza tym chyba już się wyjeździłem. Po horrorze na 1. etapie zrozumiałem, że należy zwolnić tempo – podsumował Arkadiusz Lindner drugi dzień rajdu.

Atek zajął dobre, 14. miejsce na mecie OS-u. Choć jechał wolniej i bardzo ostrożnie, w grupie kierowców quadów z napędem 4×4 nie miał sobie równych.

Jako 14. linię mety w gronie kierowców minął Martin Prokop, cztery miejsca za nim uplasował się Kuba Przygoński.

Kuba Przygoński przystąpił do rywalizacji dodatkowo zmotywowany. Niestety także dzisiaj zawodnik kilka razy musiał zmagać się z kłopotami i stawać na trasie odcinka, aby dokonać drobnych napraw w swoim Mini John Cooper Works Rally.

– Podczas tego etapu przebiliśmy łącznie 5 opon, a mamy tylko 3 koła zapasowe. Po wymianie jechaliśmy więc już bardzo spokojnie, a i tak jakiś kamień przeciął nam kolejną oponę. Następnego kapcia złapaliśmy przed samą metą i minęliśmy ją na trzech kołach. Dzisiaj nie byliśmy w stanie wyprzedzać zawodników przed nami. Był straszliwy kurz, nic nie było widać przez całe 360 kilometrów. Niestety konsekwencje jednego złego etapu ciągną się przez dwa-trzy dni, dlatego teraz skupiamy się na powrocie do naszej grupy, żeby jechać wysoko. Ale nie poddajemy się i walczymy do końca – powiedział Kuba

Poniedziałkowy etap był bardzo wymagający dla Macieja Giemzy, który na trasie musiał zmagać się nie tylko z rywalami, ale także ze złym samopoczuciem spowodowanym zapaleniem gardła. Ostatecznie 24-latek minął linię mety na 28. pozycji – takie samo miejsce zajmuje w klasyfikacji generalnej.


– Musiałem włożyć dużo siły, żeby pomimo choroby pokonać dzisiejszy odcinek specjalny. Gdyby nie nie to, sprawiłby mi on sporo przyjemności, bo był fajniejszy od wczorajszego. Cieszę się, że jestem już na mecie i mam nadzieję, że jutro będę się czuł lepiej. Na początku odcinka Laia Sanz miała groźnie wyglądającą wywrotkę, której byłem świadkiem. Zatrzymałem się wtedy obok niej i zapytałem czy wszystko ok. Na szczęście zawodniczka podniosła motocykl i ruszyła dalej. Rajd jest dosyć niebezpieczny, mocno się kurzy, jedziemy bardzo blisko siebie i sprawia to dużo problemów – mówił Maciej Giemza.

– Straciłem strasznie dużo czasu na szukaniu ostatniego waypointu, tuż przed metą. Zresztą, dwukrotnie się pogubiłem. Nawigacja była trudna, cały odcinek bardzo wymagający. Ale najważniejsze jest to, że dojechałem bez większych przygód. Motocykl jest cały, a godzina na tyle wczesna, że mogę spokojnie się umyć, zjeść i dopiero zabrać się za naprawdę motocykla – podsumowywał na mecie drugi etap Krzysztof Jarmuż.

Zgierzanin dojechał do mety drugiego odcinka specjalnego na 9. miejscu w klasie Original by Motul i 63. pozycji w generalnej klasyfikacji motocyklistów. W klasyfikacji po dwóch etapach zajmuje odpowiednio 8. oraz 58. lokatę.

Na ostateczne podsumowanie swojej pozycji długo musiał czekać Adam Tomiczek, któremu w niedzielę niesłusznie naliczono 40-minutową karę – sędziowie popełnili błąd, przypisując dodatkowe minuty do jego nazwiska (Tomiczek startuje z numerem 30), a nie do jadącego z numerem 130 Myunggul Ryu z Korei Południowej. O tym, że w klasyfikacji generalnej zajmuje 27. Miejsce motocyklista dowiedział się dopiero po wieczornym briefingu.

W trzecim dniu zmagań z Dakarem 2020 uczestnicy mają do pokonania 427 km odcinka specjalnego w postaci pętli w pobliży Neom. Większość trasy ma piaszczysty charakter, ale będą także kamienie, kaniony, a nawet góry.