DAKAR 207: CZACHOR I DĄBROWSKI O STARCIE POLAKÓW

rd_9_1

Z powodu ulewnych deszczy i wszechobecnego błota wiele pojazdów obsługujących Dakar utknęło na trasie dojazdu na biwak w Salcie. Z tego powodu organizatorzy odwołali kluczowy dziewiąty odcinek rajdu.

Zawodnicy udali się na kolejny biwak przed czwartkowym etapem bez pomiaru czasu, tymczasem Jacek Czachor i Marek Dąbrowski oceniają tegoroczną edycję Dakaru.


Zobacz także:

SPORT

RAJD DAKAR 2017


 

Dziewiąty etap miał być decydujący dla tegorocznej rywalizacji: najdłuższy, bardzo nawigacyjny.

– To miał być odcinek rozstrzygający. Koło Salty zawsze były ciężkie etapy. Jeszcze przed startem Dakaru mówiłem Adamowi Tomiczkowi, że to będzie bardzo trudny odcinek i żeby od początku na niego się nastawiał – powiedział Jacek Czachor, jeden z najznakomitszych znawców Dakaru na świecie.

rd_9_2

Jednak zamiast się ścigać, w środę zawodnicy przez kilkanaście godzin przemieszczali się na kolejny biwak, aby być gotowymi do startu w czwartkowym, dziesiątym etapie Dakaru 2017.

– Ścigania w tym roku jest stosunkowo niewiele. Zawodnicy wiele godzin spędzają na dojazdówkach, jadąc tysiące kilometrów. To jest dla nich strasznie męczące. Wolałbym, żeby to była bardziej sportowa rywalizacja na odcinkach specjalnych – powiedział Jacek Czachor, kierowca Automobilklubu Polski i Automobilklubu Rzemieślnik, kapitan Orlen Team.

– Dakar to najtrudniejszy rajd na świecie. Nikt nie może być pewny swego aż do samego końca. W tym roku rajd nie jedzie przez Chile, a tam na Atakamie rzadko pada deszcz, zawsze było sucho. Jeśli Dakar stanie się rajdem górskim, jak w tym roku, to na wysokości czterech, pięciu tysięcy metrów zawsze będzie błoto. Wtedy trzeba tak wytyczać trasy, żeby były przejezdne – dodał Marek Dąbrowski, uczestnik piętnastu Dakarów.

rd_9_4

Polacy wciąż są w walce o dobre pozycje na Dakarze. Najwyżej z nich jest Kuba Przygoński – jadący z Tomem Colsoulem w MINI kierowca Automobilklubu Polski, który mimo trudnych warunków na trasie zajmuje ósme miejsce w klasyfikacji generalnej.

– Polacy świetnie radzą sobie w walce z żywiołami. Kuba jedzie cały czas w czołówce i nie popełnił żadnego większego błędu, prezentuje się bardzo dobrze – powiedział Marek Dąbrowski.

– Kuba jedzie dobrze, spokojnie, równym tempem. Jest dobry taktycznie, a nad kolejnym rywalem ma godzinę przewagi, więc ósme miejsce na koniec powinien obronić. Chyba, że z przodu nadarzy się okazja, żeby jeszcze podskoczyć w klasyfikacji – dodał Jacek Czachor.

Wciąż w rywalizacji jest też Adam Tomiczek, dla którego to dakarowy debiut, ale już niejednokrotnie pokazał się w nim z dobrej strony.

rd_9_7

– Adam będzie w czwartej dziesiątce rajdu. Byłby w okolicach 25 miejsca, gdyby nie jeden feralny etap. Ale on tu przyjechał po naukę. To bardzo młody chłopak, ma duży potencjał. Technicznie już dziś jest bez problemu w pierwszej piętnastce, dwudziestce zawodników startujących na Dakarze. Ale nawigacji można się nauczyć tylko na zawodach – powiedział Jacek Czachor.

– Dakar zmienia swój charakter rajdu cross country na enduro, rajd bardziej europejski, zamiast pustyni serwując błoto. Na szczęście Adam Tomiczek jest jednym z najlepszych na świecie zawodników enduro i świetnie daje sobie radę w tych warunkach. Ma trochę problemów z nawigacją, ale tego szybko się nauczy – dodał Marek Dąbrowski.

Mówi się, że Dakar to wyzwanie nie tylko dla zawodników, ale również dla ich zespołów. Ta teza znalazła potwierdzenie w przygodach, jakie napotkali członkowie załogi Rafała Sonika i Kamila Wiśniewskiego.

Historia zaczęła się w poniedziałek, kiedy ruszył etap maratoński, a część polskiego zespołu pojechała do San Vicente. Ich samochód prasowy musiał przedrzeć się przez liczne przełęcze, błotniste zbocza i wąskie drogi nad przepaściami. W większości jedynie po śladach zostawionych przez wcześniej przejeżdżające pojazdy z napędem na cztery koła. Na mecie czekała na nich wioska i kopalnia srebra, pod którą przed rokiem skończyła się przygoda „SuperSonika” z Rajdem Dakar. Rok od pamiętnego zdarzenia, Polacy mogli podziękować za pomoc i serce okazane naszemu zawodnikowi.

rtd_9_3

– Wręczyliśmy każdemu z górników szalik polsko-boliwijski oraz biało-czerwone rękawiczki. Dodatkowo dostali całusa od naszej tłumaczki – śmiał się Sławomir Szelc, który podczas rajdu gotuje dla całej załogi, ale również potrafi brawurowo prowadzić samochód. Udowodnił to docierając do San Vicente, a następnie, równie niebezpieczną drogą, zjeżdżając do Tupizy.

Po nocy przy granicy z Argentyną, cały polski zespół dotarł do zaimprowizowanego biwaku 160 km przed Saltą. Z powodu ulewnego deszczu i porywistych wiatrów osunęło się zbocze góry grzebiąc dwóch mieszkańców miejscowości Volcan oraz niszcząc ponad 40 domów. Środowa droga do Chilecito miała być długa i trudna, ale nikt nie spodziewał się, że aż tak…

– Jeszcze przed Saltą musieliśmy zmienić przebite koło w ciężarówce serwisowej oraz kamperze. Kiedy mechanicy ruszyli w końcu w stronę mety, złapaliśmy drugiego kapcia w kamperze i jeszcze jednego w samochodzie prasowym. Co więcej ten drugi stracił hamulce i pół nocy spędziliśmy w miejscowym zakładzie mechanicznym, dorabiając klocki i dokonując napraw. Dopiero ruszyliśmy w drogę. Jedziemy prosto do San Juan – relacjonował o 3:00 nad randem argentyńskiego czasu Adam Markiewicz, tłumacz i przewodnik w polskim zespole.

rd_9_5

Znaczna część załogi ma teraz do pokonania podwójną trasę. Ponieważ nie mieli szans zdążyć na start 10. etapu w Chilecito, kierują się prosto do San Juan. Niestety na start spóźniła się również ciężarówka serwisowa, co oznacza, że mechanicy nie zdążyli sprawdzić, czy całodniowa jazda drogą dojazdową nie nadwyrężyła Yamahy Raptor Sonika

W czwartek zawodnicy wracają do ścigania. Dziesiąty etap Dakaru będzie prowadził z Chilecito do San Juan. Zawodnicy przejadą 751 kilometrów, z czego OS wyniesie 449 kilometrów. To ostatni tak długi odcinek specjalny – na piątkowym, przedostatnim etapie Dakaru OS wyniesie niespełna trzysta kilometrów.

Fot.: zespoły i Marcin Kin